Kwestia sporna

Smoczek – dla jednych – zło wcielone. Przyczyna krzywych zgryzów i długich pożegnań w późniejszym wieku.
Dla drugich wybawiciel i uspokajacz.
Nas również ten temat nie ominął. Nasze dziecię od początku miało tak silny odruch ssania, że nieudolnie wkładało sobie paluszki do buzi, czy inne rogi od poduszki czy pieluszki tetrowej. Cóż więc było począć – lepszy smoczek w buzi, niż kciuk. Jednak baliśmy się, o niego, o jego przyszły zgryz, o to czy nie będzie komedii, jak już przyjdzie czas pożegnania ukochanego smoka. I wiecie co, żadnych z powyższych rzeczy nie było. Nie wiem czy nasza dziecina jest jakaś nienormalna, czy po prostu mieliśmy tyle szczęścia. Jak na razie żadnej wady uzębienia nie posiada, a pozbycie się smoczka zajęło dosłownie chwilę. Któreś nocy, kiedy moje dziecko płakało, powiedziałam wprost, że smoczka już nie ma i przytuliłam. I wystarczyło. Chwila płaczu, żalu i po wszystkim. Nie musiałam robić oficjalnego wyrzucania do śmieci, pogrzebów, ani innych cyrków. Nie przywiązując wagi do tego rodzaju przedmiotu, okazało się że dziecko też nie zwracało na niego takiej uwagi. Nie był to najdroższy, najcenniejszy jego skarb, więc nie czuł że czegoś jest pozbawiany.
Może o to w tym chodzi…..